kobietą zgubiło go. Całą tę historyę ukrywaliśmy przed panią, ale nareszcie trzeba, żebyś pani wszystko wiedziała, aby tego nieszczęśliwego człowieka pocieszyć.
— Jakiego nieszczęśliwego?
— A no, syna, pana Adama.
— Co mi WPan mówisz? on musi być szczęśliwy, na tośmy go oddali O...
— Ta pani, co się nim opiekowała, zmarła — rzekł Baltazar; — ta, z którą się ożenił, zerwała z nim; musiał uciekać, tuła się biedny, sierota.
P. Krzysztofowa pogniewała się mocno.
— Idź mi WPan przecz z oczu z takiemi kłamstwami! zawołała.
P. Baltazar zamilkł i odszedł.
Ale w kilka godzin służąca przybiegła do niego, oznajmując, że pani jest chora, że czegoś płacze i że możeby należało posłać po lekarza do Kodnia. P. Baltazar pobiegł i zastał ją na modlitwie, ale się przeraził zmianą twarzy straszliwą. W kilka godzin stała się niepodobną do siebie; nadzieja, która ją trzymała przy życiu, została zachwiana; uśmiech, spokój, blask oczu, pogoda czoła, wszystko to zmieniło się i zgasło; twarz była znękana, blada, oczy wypłakane, kobieta zgarbiona, drżąca, biedna... Baltazar poskoczył ku niéj z uczuciem litości i przestrachu.
— Co to bratowéj? zapytał.
— Nic, mój bracie — odpowiedziała — nie wiem, ot coś; ale mi się jakoś mąci w głowie... czuję, że mi czegoś bardzo źle.
— Możeby bratowéj essencyi, co uspakajającego?
— Modlitwa, mój bracie, to najlepsza essencya.
Głos, którym te słowa wymawiała, był tak różny od
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/326
Ta strona została uwierzytelniona.
318
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.