Co tu było począć? kłamać czy mówić prawdę — nie umiał sobie poradzić. Pia fraus zdawała mu się koniecznością i występkiem razem; na świętą prawdę brakowało odwagi.
— Kochana bratowo — odezwał się — uspokójcie się tylko, połóżcie, nabierzcie sił, a ja wam tę historyę całą opowiem, ale przynajmniéj nie dziś, nie dziś, na to potrzeba więcéj zdrowia i męztwa.
— To tak jakbyś rzekł, że tam jest dużo do przecierpienia.
— Nic dziś nie powiem.
— Powiedziałeś już wszystko... szepnęła cicho. Niech Bóg ma miłosierdzie nad nim i nademną!
I rozpłakała się biedna.
— Jeśli bratowa czuje się źle, możeby kazała posłać po doktora?
— Po doktora, nie, odpowiedziała; ale księdzabym zobaczyć rada.
— Ksiądz jutro i sam przyjedzie, rzekł Baltazar; bo co wtorek ze mszą świętą przybywa, a jutro...
— No, to poczekamy.
Widoczne było nagłe jéj oprzytomnienie, ale im bardziéj się jéj przypatrywał p. Baltazar, tém się niém więcéj przerażał. Jakieś przeczucie mówiło mu, że po długiém obłąkaniu, mogło to być znakiem niedobrym. Całą noc spędził chodząc, dowiadując się, śledząc co robiła. Położyła się w łóżko staruszka, ale siedząc w niém odmawiała pacierze, i dopiero nad rankiem usnęła.
Nazajutrz chciała wstać, ale sił jéj brakło; duch, co ją trzymał dotąd, uszedł, a sztuczne podbudzenie i życie to fałszywe wyczerpało ją tak, że teraz od razu, bez przejścia, uczuła się całkiem bezsilną.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.
320
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.