Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/329

Ta strona została uwierzytelniona.

321
DOLA I NIEDOLA.

Przed południem nadjechał proboszcz. Przywołano go do łoża, gdyż żądała się spowiadać; a gdy dopełniła tego obowiązku, znacznie się uspokoiła. Proboszcz także był wylękniony tém uzdrowieniem umysłu tak nagłém i osłabieniem niezmierném ciała.
P. Baltazar smutny przypadł do niego na radę, obwiniając się o niegodziwe przyczynienie się do straty złudzeń, które ją przy życiu trzymały.
— Mówić prawdę, czy kłamać? zapytał.
— Jako duchowny nie mogę nigdy poradzić fałszu, rzekł ksiądz; ale jako człowiek życzyłbym milczenie. Dziś już może za późno, — wola boża, bądź co bądź, niech wie jak rzeczy stoją; osłodź tylko o ile się da ten kielich goryczy.
Po południu wezwano do łoża p. Baltazara. Przywlókł się jak winowajca smutny i pogrążony.
— Otoż mój bracie — rzekła zobaczywszy go — usiłowałam sobie wszystko przypomnieć o ile sił. Wiem, że Adam był nieszczęśliwy z żoną, że się rozstać mieli, ale daléj nic już sobie nie przypominam.
— Kochana bratowo — odparł Baltazar — krótko ci tylko powiem, że się z tą kobietą rozstali, że ona go prześladuje, że uciec musiał i musi się ukrywać przed jéj zemstą, że jest w istocie bardzo biedny.
Umyślnie zamilczał o zabójstwie Francuza.
— Gdzież on jest? gdzie jest? spytała matka zrywając się.
— Był nawet tutaj, rzekł p. Baltazar; ale jakoś, ale... Tu uczuwszy potrzebę niewyjawiania całéj prawdy, dodał: — Ale się nie śmiał pokazywać.
— Tak... oszczędzaliście mnie, bo byłam chora; ale