bierali się ująć pana Adama, którego ktoś zdradzić musiał.
Dekret zaocznie ferowany skazywał go za zabójstwo popełnione na Francuzie, na karę główną; ale spełniony dotąd być nie mógł... Gdy kasztelanowi sługa sądowy wręczył papier z pieczęcią i oznajmił, że go przytrzymuje, p. Adam wielką zdjęty boleścią nie drgnął nawet, życie zdawało mu się rzeczą obojętną.
— Weźmiecie mnie sobie po pogrzebie — rzekł — jeśli gwałtu nie chcecie robić. Potém wszystko mi jedno, co się ze mną stanie...
Ludzie mieli trochę litości, a może trochę względu na nieszczęśliwą rodzinę. Otoczono tylko dwór, pilnując pana kasztelana, który przy ciele matki pozostał aż do wyprowadzenia go z Wólki.
Gdy orszak pogrzebowy ruszał z podwórza, pachołkowie na drugim powozie wywieźli p. Adama do grodowego więzienia.
Baltazar i Kasper pośpieszyli za nim z kościoła zaraz, nie kryjąc przed sobą niepokoju o los nieszczęśliwego, nad którym dekret mógł być spełniony, nimby potrafiono o zmianę jego i nowy sąd należyte poczynić starania. Nieprzyjaciele mogli wymódz ten pośpiech, aby się go pozbyć i ułaskawienie niemożliwém uczynić.