Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/342

Ta strona została uwierzytelniona.

334
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nąć w obronie brata, zasłaniając go od ucisku... Gdy ja tu, oni tam zapewne miasteczko zalegają i klasztor otoczyć musieli... Sprzysięgli się, że go nie dadzą.
Kasztelanowa zagryzła usta, chusteczkę, którą trzymała w rękach, zaczęła miąć i szarpać, spojrzała bystro na szlachcica, jakby wymiarkować chciała, czy ją zrozumie, potém pomiarkowała się, że z nim w rozprawy wdawać się byłoby dla niéj rzeczą uwłaczająca, i rzekła:
— No, to nic jeszcze. Przywołaj tam WPan do mnie pana Platona i Matyasza, naradzimy się z nimi co począć, a sam bądź pogotowiu do podróży, gdyby potrzeba wypadła... Dziękuję za pilność.
Nie zdradziwszy swéj myśli, odprawiła go tak, a po odejściu westchnęła ciężko i zadumała się. Po chwili jednak wstrzęsła głową, jakby z niéj zrzucała ciężar jaki, i gdy suchy maleńki Platon z ogromnym Matyaszem weszli do izby, wypogodziła twarz na ich przyjęcie.
Platon przezwany Serduszkiem, był drobny człowieczek w kabłąk zgięty od pracy nad piórem i stolikiem, niemłody już, niepozorny i pokorny... Czy nawyknienie, czy choroba sprawiły, że lewe oko prawie ciągle trzymał zamknięte, drugiém także niewesoło i niezbyt śmiało poglądając. Ręce trzymał na wygarbionym grzbiecie lub w tylnych kieszeniach fałdzistéj kapoty, wązkim pasikiem ujętéj. Matyasz miał postawę swego rzemiosła, ramiona szerokie, pierś wydatną, nogi ogromne, ręce olbrzymie czerwone i jakby napęczniałe, łysinę świecącą, wąs wyczerniony sterczący... Z pod brwi nawisłych wpół siwych błyskało oko wypukłe, nie bystre, ale nużące wejrzeniem twardém i upartém, które ścigało nieprzyjaciela. Ma-