Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/343

Ta strona została uwierzytelniona.

335
DOLA I NIEDOLA.

tyasz stawał jak kolos rodyjski, a jedną ręką zwykle pod bok się ujmował.
Cicho przysunęła się do nich kasztelanowa.
— Słyszeliście panowie — rzekła — co się to dzieje? Zuchwała szlachta chce się opierać spełnieniu wyroku sprawiedliwości. Hurmem, słyszę, rzucili się Podlasiacy na Brześć, i mają opanować miasteczko, aby nie dopuścić kary nad zabójcą... Cóż to? czyż już prawa nie mają poszanowania u nas? czy wracają te czasy, gdy mordować po drogach i miastach wolno było bezkarnie?
To rzekłszy, zatrzymała się chwilę.
— Za pozwoleniem JWPani — rzekł Serduszko — nie trzeba rzeczy brać gorąco, ale z flegmą... z flegmą. Jeszcze się nic nie stało... Szlachta może się rewizyi dekretu domagać... a my możemy starać się o jego spełnienie; mocniejsi jesteśmy od niéj, bo stoimy na prawnym gruncie i wszystko mamy za sobą.
— Ale przemoc?
— A hałasowali mocno? spytał Serduszko.
— Zdaje się — odparła kasztelanowa — lecą tłumnie.
— To dobrze, szepnął prawnik: wykrzyczą się, wyhałasują i po jednemu cicho do domów popowracają. Potrzeba tylko wytrzymać ich, wolno rzecz prowadzić, znudzić, ręczę, że skorci ich do duszyczek powrocić, a my naówczas swojego dokonamy... Juściż rok w Brześciu nie będą stali na straży, a my możemy czekać... wypatrzyć chwilę. Oni rachują na natychmiastową robotę, przeszkodziliby jéj gdyby zaraz do tego przyszło, zwleczemy et videbimus serduszko.
Pogłaskał się po twarzy jakby się za swój rozumek pieścił pan Platon, a Matyasz odchrząknął i dodał: