rażenie, zachował całą przytomność umysłu, i nie stracił zupełnie nadziei.
W godzinę po przyjeździe pana Adama, przeor ks. Hyacynt sądząc, że obowiązkiem jest klasztoru, gdy dał komnatę na więzienie, przynajmniéj los nieszczęśliwego osłodzić, poszedł zaraz sam domagać się, aby go wpuszczono do nowego gościa. Nie czyniono z tém wiele trudności; wiedzieli wszyscy, że byle nie dać uciec więźniowi, srożyć się nad nim nie ma obowiązku, a myśl ta, że lada dzień miał być stracony, litość dla niego obudzała.
Poszedł więc Ojciec przeor, i drzwi otworzył z przywitaniem zwykłém:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Znalazł pana Adama rozciągnionego na łożu, prawie nieprzytomnego. Przystąpił bliżéj, a że serce miał dobre i z powołania jako duchowny pocieszać umiał, ujął za rękę więźnia, wpatrując się w jego twarz z ciekawością i zajęciem. Zdziwił się wielce, gdy zamiast srogiego oblicza mordercy ujrzał bladego, białego, delikatnego, pięknych rysów, zmienionych tylko cierpieniem, mężczyznę. Serce mu się ścisnęło, widząc go tak młodym, tak grobu blizkim. Wiedział bowiem dobrze ks. Hyacynt co prześladowanie możnych gotowało panu Adamowi.
— Nie traćcie-no ducha, a westchniéjcie do Boga, rzekł powoli. Deus mirabilis, fortuna variabilis: jeszcze-ć pono rzeczy nie tak stoją, aby rozpaczać przyszło.
— A mogąż być gorzéj? spytał głosem słabym pan Adam.
— Mówię wam — dodał przeor — módlcie się, a nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.
340
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.