chając ciężko, gdy mu oznajmiono o przybyciu starosty.
— Jest tedy — rzekł smutnie — pewnie z wymówkami, ale cośmy winni!
Kazał prosić. Na wszelki wypadek stała butelka wina i dwa kieliszki na stoliku. Przeor się spodziewał najścia.
Starosta wszedł kłaniając się do ziemi, ale ponunury, kwaśny, i gdy O. Hyacynt zbliżał się ku niemu z wielkim pośpiechem i otwartemi rękami, cofnął się nieco krokiem, ręce także roztworzył, ale w tył je rzuciwszy.
— Do nóg upadam — rzekł — do nóg upadam księdza przeora!... Cóż to się u was dzieje? Z klasztoru, schronienia pobożności i spokoju, zrobiono carcer, wieżę, turmę... a Ojcowie pozwoliliście?
— Aniśmy pozwolili, ani zabronić mogli... Stój starosto — odparł przeor kładąc palec na ustach — nie potępiaj sprawy, nie wysłuchawszy.
— Fakt, nie ja was potępiam. Więźnia osadzono w klasztorze, służycie Ojcowie prywacie możnych... O hańbo! o wstydzie!
— Jezu, Maryo! starosto, czekaj, czekaj... i jeszcze raz mówię: czekaj a nie zabijaj! rozśmiał się przeor. Powiedz mi najprzód, czy lepiejby było, gdyby go osadzono... (tu się obejrzał...) Słyszałeś jegomość historyę o szczupaku?
— Co znów! o jakim szczupaku! krzyknął starosta.
— E! to stara, ale ciekawa dykteryjka... Dostał się szczupak do dziurawego kosza i narzekał... a tymczasem zapomniał się obejrzeć, że mu do rzeki było niedaleko... hm! hm! Mości starosto... czy lepiejby
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/352
Ta strona została uwierzytelniona.
344
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.