nie nie są przecię takimi sługusami magnatów, a nieprzyjaciołmi szlachty, jak się im zdaje.
Wstąpił tedy duch w starostę i orzeźwiał.
— A no, teraz tylko cierpliwie czekać, rzekł pan Hański.
— I konia mu lub bryczkę przygotować, dodał O. Hyacynt.
Wtém gdy tak rozmawiają, nowy stukot do drzwi, i wparł się do celi jeden z pomocników kasztelanowéj, kolega dobry pana Platona, pan Burczak, sługa familii, któremu w samym Brześciu powierzona była straż pana Adama i całe owo dzieło nieprawości.
Pan Burczak uchodził za bardzo chytrego i przebiegłego człowieka, miał minę lisią, ale nie był wielkiéj głowy, a serca był małego i bojaźliwy bardzo.
Człowiek co nad papierami życie trawi, nigdy zbytniéj odwagi mieć nie może, bo ta praca i wycieńcza, i do zbytku przemyślnym czyni na wszelkie wypadki, a kto się zbytnie ogląda, do korda nie rwie się bardzo.
Grzeczny też był pan Burczak jak mało ludzi Znał go starosta z daleka, a ks. przeor bardzo dobrze, ale go nie lubił, bo z chytrymi przestawać nie umiał i podstępu się zawsze obawiał.
Spojrzawszy na niego, zmienił nagle ton rozmowy O. Hyacynt, i dodał jakby kończąc poczęte:
— Panie starosto dobrodzieju, nie gniewajcie się i nie srożcie, klasztor nic nie winien, wezwała go władza świecka, musiał być posłuszny... Nie nam mnichom wojować z nią.
— Niechże będzie pochwalony... przerwał Burczak. Ja tu starosty szukam.
— Mnie? a do mnie co waść masz za sprawę? rzekł groźno pan Hański.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/354
Ta strona została uwierzytelniona.
346
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.