Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/360

Ta strona została uwierzytelniona.

352
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

z butelki wina się napił, bo się straszliwie umęczył pracą, i legł w łóżko kasztelana, uśmiechając się sam do siebie. Mimo niepokoju o pana, gdy po półgodzinném wyczekiwaniu i nastawianiu ucha żaden hałas nie zwiastował nic złowrogiego, Jermaszka oczy przymrużył i kamiennym snem usnął.
Kasztelan wyszedł powoli, i byłby może nie bardzo dał sobie rady w korytarzach, gdyby go w ciemności ręka jakaś, widocznie przyjazna, za dłoń ująwszy nie doprowadziła do zewnętrznej furty, i nie wypuściła na wolność. Tuż za murami klasztoru widać było jeszcze nieuśpioną koczującą szlachtę; ostrzeżony widać Baltazar, wartował w téj kupce z oczyma na furtę zwróconemi, a dostrzegłszy wychodzącego, pośpieszył ku niemu, i obaczywszy choć w ciemności synowca, ujął go w uścisk serdeczny.
Ledwie się on i panowie bracia potrafili powstrzymać od okrzyku radości i hałaśliwych objawów tryumfu; ale ostrożność kazała jak najdłużéj ukrywać ucieczkę, dopókiby kasztelan nie był bezpieczny.
Poszli natychmiast z panem Adamem do najbliższéj stajni, kędy stały konie przybyłych; dobrano najlepszą czwórkę szkap, które już były obrok zjadły, a dla zgubienia poszlak, postanowiono w chwili odjazdu pana Adama we cztery strony miasteczka wyprawić cztery jednakowe wózki w przeciwnych kierunkach. Tymczasem dano kasztelanowi polewki winnéj, ażeby się posilił, i naradzać się zaczęto, gdzie go tymczasowo ukryć. Właśnie konie zakładano do wózków, gdy się rozmowa toczyła, któréj pan Adam słuchał bez uczucia i nie mieszając się do niéj wiele, dawał z sobą robić co chciano, jakby już własnéj woli wcale nie miał.