Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/361

Ta strona została uwierzytelniona.

353
DOLA I NIEDOLA.

Szlachta przez szpiegów doszła była, że o parę mil ukrywa się sama kasztelanowa, i poszeptywano o tém, gdy pan Adam wstał nagle z krzesła.
— Panowie a bracia najmilsi! rzekł nagle z determinacyą: pozwólcie mi też słowo rzec. Nie miałem dotąd siły ani pomyśleć o sobie, ani wam podziękować za pomoc, ani oznaczyć sam co z sobą pocznę.... Wiem już z kim teraz trzymać, i co robić, wiem na kogo w nieszczęściu rachować mogę. Zrywam z przeszłością na wieki, alebym chciał...
Tu się zaciął.
— A no! cobyś jeszcze chciał? spytał Baltazar.
— Héj! rzekł Adam: chciałbym zrobić niespodziankę téj córce kata, i plunąć jéj w oczy. Gdybyśmy pojechali kupką orężną... a żebyście mi pozwolili z nią się rozmówić i zawstydzić bezwstydnicę!
Na to żądanie z razu długie odpowiedziało milczenie.
— Rozwścieklisz ją tylko waść! odparł Baltazar po chwili. Mało satysfakcyi, a wielkie niebezpieczeństwo. Gdybyśmy uzbroiwszy się jak najlepiéj w dziesięciu lub dwunastu ruszyli, jeszcze tam gotowi spędzić wioskę całą i nas pojmać. Na co leźć w paszczę bestyi? Dajmy pokój!
— Ej! stryju, chciałoby mi się jéj podziękować za dobrą kwaterę u kks. Dominikanów, rzekł nalegając kasztelan. Przyjedziemy i nikt nie będzie wiedział co za jedni? Ona tam teraz raz w raz ma do czynienia ze szlachtą swoją z powodu mojego uwięzienia; pomyślą żeśmy jéj adherenci, a nim się kto dowie we dworze cośmy za jedni, będziemy daleko, bo się z jejmością długo bawić nie myślę.
Szlachcie trochę zmęczonéj nie bardzo ta wyprawa była na rękę, ale kasztelan rzekł nalegając: