— Panowie a bracia, byliście mi istotnie bracią i dobroczyńcami, życie moje salwując w krytycznéj chwili. Dajcież mi z onego życia, które z łaski waszéj mam, korzystać, i choć raz skosztować tryumfu, a upokorzyć tę harpię krwi chciwą. Należy się to jeśli nie mnie, to jéj od losu, aby taką chwilę w życiu miała.
Już mu się oprzeć nie mogli więcéj. Posiodłano konie, gdyż wozem jechać nie zdało się bezpiecznie. Wybrało się ich piętnastu z szablami i krócicami na paskach, i natychmiast wyruszyli.
Tymczasem w miasteczku i klasztorze tajemnica ucieczki dobrze była zachowana, ale szlachta między sobą poszeptawszy, że się już nie ma czego obawiać o kasztelana, powoli przededniem poschodziła z posterunków dokoła klasztoru; i gdy p. Platon z Burczakiem poczęli zabiegać, aby ją pościągać do zajezdnych domów a złagodzić, tak im to łatwo przyszło, aż się sami zdziwili.
— Jam bo waszmości mówił — rzekł Platon cicho do towarzysza — ja braci szlachtę znam: zapalne to jest, ale nie trwa długo ten ogień słomiany, buchnie i zgaśnie zaraz. Nie trzeba mi nad dwa razy dwadzieścia cztery godziny, aby ich złamać i powoli do domów poodprawiać. A mądry ten będzie, kto drugi raz ich zgromadzi!
W klasztorze było cichuteńko. Jermaszka zmęczony spał wypiwszy wino; poszlak ucieczki nie zostało. Straż zmieniła się u drzwi, a więzień chrapał tak, aż w korytarzu się rozlegało.
— Ktoby to rzekł — mówiła sobie straż — że śmierć ma pod nosem? Tak się wysypia, jakby snu wiekuistego nie spodziewał się prędko.
Ks. przeor z rana śniadanie bardzo starannie i wi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/362
Ta strona została uwierzytelniona.
354
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.