Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/367

Ta strona została uwierzytelniona.

359
DOLA I NIEDOLA.

lanowa porwała się domyślając Matyasza; ale próżno szukała sposobu powstrzymania męża, który z pogardą odwrócił się od niéj, i powrócił śpiesznie do swoich. Ciągnął go Baltazar co żywiéj, gdyż obudzony Matyasz z rębaczami i czeladź dworska już garstkę szlachty siedzącą na koniach obstępowali, wyzywając na rękę... Nie pora było się potykać; co żywiéj dosiedli koni, które w pogotowiu stały, i powoli zaczęli wyjeżdżać z dziedzińca. Widząc ich uchodzących, Matyasz jął nacierać, świsnęło parę wystrzałów, które nikogo nie raniły, a cała czereda wydobyła się szczęśliwie, nim potrafiono wrota zatrzasnąć, i dostawszy się w pole, wolnym kłusem pojechała na gościniec. Tu już ich dogonić było nie podobna; kule od dworu świstały w powietrzu, ale nie dosięgały nikogo. Szlachta jakby na szyderstwo, kłaniała się czapkami stojącym we wrotach. Z okna otwartego widać było Krystynę z rozpuszczonym włosem, gniewną, wyrzucającą swoim obrońcom niezdarność i opieszałość.
— O! już sobie pani dobrodziejka mów co chcesz, jam tu nic nie winien! zawołał Matyasz. Dyabełby się ich mógł spodziewać! A czemu mi JPani nie powiedziałaś, że go w pajęczynie zamknięto, nie w murach, i że ma tu przyjść na „dzień dobry!“ Bylibyśmy porządną uczynili zasadzkę, i do nogi ich wytłukli... Trudnoż było taką niespodziankę odgadnąć!
Scena ta mściwą kobietę obeszła mocniéj, niż z razu jéj saméj się zdawało. Zostać tak zwyciężoną z naigrawaniem, z pogardą, przechodziło siły cierpliwości... poczęła od gniewu, skończyła na płaczu. Złajawszy szlachtę, która zaraz rozgniewana rozproszyła się przeklinając, kazała kasztelanowa konie zaprzęgać, aby do domu rychło powracać; ale nim tłómoki spa-