Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

29
DOLA I NIEDOLA.

Z dawnego szczęścia, pokoju nadziei nie pozostało jéj nic nad wspomnienie, ten gorzki napój, którym się nasycają nieszczęśliwi, w upojeniu wracając do świata utraconego niepowrotnie. Naówczas wszystko aż do najobojętniejszych drobnostek tego zmarłego życia przychodzi na pamięć i dopomina się swojego miejsca. A to, czego się dawniéj zapomniało, i to, co się ceniło, powraca drogiém i miłém, nawet przeżyte bole i wypłakane łzy. Każdy przedmiot, co był świadkiem chwil przeżytych, oddaje potém światło, które pochłonął jak dyament płonący wśród ciemności, staje się świętym szczątkiem, a człowiek upokorzony dziwi się, że przetrwały go zimne szkielety, że one mają prawo do życia, które jemu wydarto.
W tym dworku w Wólce, od słomianéj strzechy, od płotu wszystko aż do najmniejszego sprzętu przypominało pana Krzysztofa, jego prace, jego przestrogi, jego miłość dla żony i dziecięcia. Wdowa przechodząc nieraz około gospodarstwa z piersią jeszcze sroższą boleścią rozdartą, nie miała się gdzie schronić przed dojmującemi wspomnieniami przeszłości; późniéj już szukała ich sama, bo w nich tylko żyć mogła.
P. Baltazar został tu gospodarzem i pierwszym sługą; mówił jéj o nieboszczyku, cieszył ją pieśnią pobożną. Czasem i Dyogenes przyszedł ze swą skrzypką, rozweselił swoim spokojem, a niekiedy dowcipem.
Rządzili się też oni dwaj we dworze jak chcieli, bo ona już do niczego się nie mieszała; ale rządzili poczciwie, oględnie, troskliwiéj może niż na swém własném, a gromada wiejska, która pamiętała o pańskiém dziecku i o wdowie, serdecznie dopomagała. Ale mimo, że tu wszystko szło porządnie, jakże było smutnie w téj Wólce Brzozowéj, dawniéj jak ciche