i zdziwił się mocno, usłyszawszy po za sobą w stronie drzwi odpowiadające jego westchnieniu, drugie acz mniéj głośne i wyraźne. Porwał się z łoża, i podnosząc się spojrzał w ciemności, w których nierychło rozeznał twarz uśmiechniętą poczciwego Jermaszki. Zobaczywszy pana, który się był podniósł, sługa przystąpił na palcach i począł go po rękach i po nogach całować, z taką radością, z takiém uczuciem, że i kasztelanowi zasklepione otwarło się serce. Pocałował go w głowę, szepnął cicho:
— Tobiem winien swobodę... niech ci Bóg szczęściem płaci... Czém ja ci zawdzięczę?
— Bylebyś ono panisko moje był sam szczęśliwy, to już mnie patrząc na cię będzie dosyć, bylebyśmy do Wólki powrócić mogli i spoczywać nie obawiając się niczego, mnie tam niewiele potrzeba.
— Późno to już? spytał kasztelan.
— A no, około południa ma się, odparł Jermaszka.
— Ani wiem gdzie jesteśmy, dodał pan Adam.
— W przyjacielskim pokrewnym domu, u pana wojskiego Szeremy.
— Nie znam go.
— Tak, wy go nie znacie, ależ to babce jegomościnéj krewny, niby dziad jegomości wypada... stary, zacny człowiek, innego czasu. Zobaczy go pan i pokocha... Mnie on przypomina nieboszczyka. Wszyscy go szanują, domator, ale mówią, że taki rozumny i stateczny człek jak rzadko. Dosyć też spojrzeć na niego, aby szanować, taki to człek wspaniały.
Tak rozmawiając, Jermaszka przemknął nieco okno, popchnął okiennicę, i światło jasnego poranku letniego wpadło nagle do pokoju, rozświecając wszyst-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/374
Ta strona została uwierzytelniona.
366
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.