Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/379

Ta strona została uwierzytelniona.

371
DOLA I NIEDOLA.

która oto tego wisusa dziewczynę tak źle wychowała... Ale ona temu nie winna, bo to się już na łotrzyka urodziło.
— Ale dziaduniu! szepnęła rumieniąc się jasnowłosa.
— Tak! tak! chciałabyś się acanna przed nieznajomym krewnym zamaskować i udać coś poczciwego; ale to nie uda się... nie uda: od razu wie już co z ciebie za rybka.
Panna Smolska, poważna do zbytku, sztywna, sucha, żółta, straszna jak długo kwaśniejąca w panieńskim stanie osoba... dygnęła kasztelanowi; dzieciak zarumieniony zbliżył się także, a wojski ująwszy kij, poprowadził do stołu, przed którym stał już Ojciec Anioł Bernardyn, kapelan domowy. Nastąpiła benedykcya stołu, i wszyscy usiedli. Wojski w swojém krześle, przy nim po prawej panna Katarzyna, po lewéj pan Adam, przy pannie Smolskiéj Madzia, przy kasztelanie ksiądz, naostatek ekonom zamaszysty, siwiejący, ale rumiany mężczyzna.
Będąc umieszczony naprzeciw Madzi, kasztelan mógł się wielce wdzięcznemu dziecku przypatrzyć. W istocie, ładna była na podziw, ale tą pięknością wiejską, prostą, wonną, wiosenną, jakiéj pan Adam prawie dotąd w życiu nie spotykał. Była ona dla niego nowością, dzikim kwiatkiem na łące, oblanym rosą poranną i wykwitłym na świeżém powietrzu.
Piękne regularne rysy dziewczęcia oblewał wyraz niewinnego wesela, który się nie spotyka w miastach nawet na twarzach czternastoletnich panienek, już bogatych w doświadczenie, już osmutniałych i pobladłych, bez świeżości i krasy. Madzia wprawdzie przy swych latach szesnastu była na umyśle dojrzałą i rozwiniętą, ale nie kosztem serca i uczucia, które