przypatrzy, on i téj dziewczyninie powoli głowę zawraca! Widzę jak Bóg miły, że ona z niego oczu nie spuszcza; pobladła, a dopytuje tylko kiedy myśli odjeżdżać? Nie zarzucę ja panu kasztelanowi, żeby się o bałamucenie starał, ale czasem od takich ludzi i spojrzenie niebezpieczne...
— Co to asindźka nazywasz: takich ludzi? ozwał się po chwili wojski surowo. Kasztelan miał młodość burzliwą, no tak, ale na mężów i gospodarzy często ludzie, co różne i ciężkie koleje przeszli, są najlepsi: garnki to wygotowane, od pierwszego ukropu nie pękną. Nie jest też tak stary, sam wiek właściwy do małżeństwa. Był trochę płochym, ale w oczach się zsiada. Patrz tylko asindźka z dnia na dzień, co dzień inny: pokazał się szlachetnie z sukcesorami swéj nieboszczki żony.
— Ale wdowiec mój mości dobrodzieju... a to dzieweczka.
— Dalipan to przesąd, moja dobrodziejko — rzekł wojski, — i gdybym się nie obawiał jéj zarumienić — dodał — powiedziałbym, że wszyscy kawalerowie, co się żenią, są nieraz po dwa i trzy razy wdowcami, choć wy o tém nie wiecie, i świat udaje, że nie wie. Zresztą — dorzucił stary — ani temu przeszkadzać, ani do tego nakłaniać nie należy; stanie się jeżeli taka wola boża, lub się nie stanie. My możemy ignorować, i powinniśmy udawać, że się nic nie wie. Co się tycze Madzi, jeżeli to tylko fantazya dziecinna, to po wyjeździe kasztelana... zapomni. Śpij asindźka spokojnie.
Po kilku dniach kasztelan serdecznie podziękowawszy za przytułek, wyjechał do Wólki Brzozowéj, gdzie go przeprowadził przybyły po niego pan Baltazar,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/382
Ta strona została uwierzytelniona.
374
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.