Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.

376
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

rorą, i pan Baltazar, i starosta hański, a jak to u nas nieraz bywało, ba i dziś się dzieje, poszły kielichy kołem jedne po drugich aż do białego dnia.
Pozostawszy sam kasztelan, po tygodniu smutnych rekollekcyj, które tylko Jermaszka i Baltazar nieco ożywiali, puścił się za Bug do pana wojskiego, gdzie go z wielką przyjęto radością.
— Szanowny ojcze, jeśli mi cię tak nazywać wolno — odezwał się p. Adam do niego — pragnąłbym mieć twe zdanie i radę do dalszego pokierowania się na świecie. W Wólce, gdzie tyle wspomnień bolesnych mieszka ze mną, pozostać mi trudno.
Starzec zwrócił ku niemu oczy.
— Hm! ozwał się — wszakże siedzimy na grobach, to dola człowieka.
— Życie też — mówił daléj p. Adam — nie w smak mi, nie wiem co począć z sobą. Zda mi się, że kto jak ja nieszczęśliwie sobie poczynał, kierując się własną wolą, ten się jéj wyrzecby powinien. Umyśliłem wstąpić do klasztoru.
Wojski uczynił taką minę, jakby go to dotknęło niezmiernie.
— Co asindziéj mi prawisz, panie kasztelanie? rzekł — co? co? Do klasztoru!.. Waćpan?
— Ale dla czegożby nie? rzekł p. Adam. Wiadomo, że z takich to rozbitków złożone są monastery, i zawsze były schronieniem rannych na duszy.
— Ono to tak! ono to tak! zawołał wojski stukając koszturem — ale... ale... nim się zakapturzy, potrzeba się dobrze z siłami rozrachować.
— Jam się też rozmyślił, rozważył i zbadałem serce moje: nigdzie mi lepiéj być nie może.