rękę, ale dla tych, którym służył; myślał jedynie o nich, przyszłości swojéj bez nich nie pojmował wcale. W pierwszych chwilach gdy dziecię porwano, Jermaszka chodził jak oszalały, chciał, jakeśmy wspomnieli, jechać z panem do Warszawy, ale że na jego głowie było wszystko w domu, musiał Krzysztofa puścić samego; potém zamknął swój ból głuchém milczeniem, cierpiał wzdychając ze starymi razem.
Można sobie wystawić, jakie śmierć p. Krzysztofa uczyniła na nim wrażenie; nie mniéj może odbolał od saméj pani, ale żal ten, który od pracy nie uwalniał, w niéj ulgę znajdował.
Gdy pana Krzysztofa miano kłaść do trumny, upadł nieboszczykowi do nóg, objął je ze łzami, głośno mu dziękując za wszystkie jego dobrodziejstwa. On z nim ostatni do sklepionego zstąpił grobu, aby tam trumnę porządnie ustawić, i ostatni, pomodliwszy się wyszedł z niego.
Pilnował pani, ale jéj tak bardzo użytecznym być nie mógł. Zresztą pan Baltazar, który na jego sprycie i wierności poznać się nie mógł, objął był wszystko i strącił go powoli z tego stanowiska, jakie dawniéj mu nadano... Jermaszka usługiwał posłuszny, ochotnie, ale czuł się tu nie tak już potrzebnym, obojętnym, zbytecznym prawie. Pierwszy raz w życiu przyszło mu na myśl, że mógłby gdzieś być przydatniejszym niż tutaj. Pani na niego patrzeć nie mogła, bo jéj zbytnio starego przypominał. Siadywał więc w alkierzyku swoim, modląc się na kantyczkach, i tarł najeżoną czuprynę, nie wiedząc co począć.
Gdy pani Krzysztofowa wreszcie przyszła do oprzytomnienia, Jermaszka raz z rana przyniosłszy jéj ka-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
33
DOLA I NIEDOLA.