swojéj własnéj woli chcąc dojść, potrzeba było zacząć od małych rzeczy, i rad już nawet był, że mu się zręczność nadarzała spróbować.
— „Kto wie? rzekł w sobie: nie wiadomo jeszcze jak pójdą rzeczy. Może człowiek, któremu zaufać mogę zupełnie, okaże mi się potrzebnym. Ale...“
Tu spojrzał na połamaną postać niezgrabną Jermaszki, i dodał: — „Jak on tu będzie, wyglądał?... ha! spróbujemy! musi się okrzesać!“
— No, więc, nim co będzie — rzekł głośno, — zostaniesz tu: pomówimy z sobą wolniejszym czasem.
Starosta zadzwonił. Wszedł kamerdyner z taką miną, jakby mu łaskę robił, że go wysłuchał i na dzwonek się stawił.
— Panie Biebrzycki — zawołał starosta — jest to dawny sługa mojego ojca, który przy mnie pozostanie... Prosiłbym, żebyś go wziął w swoją opiekę.
Biebrzycki zmierzył oczyma przybysza z pogardliwą miną, kiwnął głową na znak powolnéj zgody, zaczekał chwilę jeszcze i wyszedł, milczący.
— Przygotuj się — szepnął starosta — że cię tu gorzkie przejścia czekają od téj miejskiéj służby, Jermaszko.
— Ono to się im rady da — rzekł powolnie wieśniak — niech się Jaśnie Pan o to już nie troszczy... i schyliwszy się do kolan odszedł.
Starosta podumawszy chwilkę nad listem matki, schował go i ruszył z wizytami. Nim jeszcze nowy sługa zszedł ze wschodów, Biebrzycki meldował o nim hrabinie.
— Proszę jaśnie grafini — rzekł — to pan starosta jakiegoś przybłędę, łachmaniarza, jakby tam sługę swojego ojca przyjął i na dworze polecił zostawić...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.
42
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.