Zimna krew, z jaką to wyrzekł, zmieszała służbę, która się tłumnie zbiegła patrzeć na parafianina.
Jermaszka podniósł głowę, krew mu uderzyła do czoła.
— Bardzo to ono koncept ładny — rzekł powoli podpierając się pod boki — moi jaśnie panowie miejscy! Ale pogadajmy-no kiedy chcecie, a raczcie mi objaśnić, czego to wam tak w smak z wieśniaka sobie stroić żarty? Czyście to wy co lepszego odemnie, żeście trochę bruków poszlifowali? czyście to nie pozostawiali tam na wsi matek i braci w takuteńkich siermięgach jak moja? albo ono myślicie, że dla szaréj kapoty człek się ma za gorszego od was? Ono to nie... Gniewać się nie mam czego, a dziwować się jest... Pójdę do gospody, i za swój miły grosz znajdę sobie izbę i łoże, na którém wypocznę... a no potém — zobaczymy.
— Patrzcie-no jaki mowny niezdara! zawołał jeden.
— Należałoby mu sprawić frycówkę, rzekł drugi. Co to on nas tak śmiało ożogiem sięga, i gdyby sobie równych traktuje!
— E! dalibyście mu pokój! powstrzymał inny: gotowa historya i wrzawy narobicie.
— Ja wam ręczę, że paniby nic nie powiedziała, przerwał pierwszy; a że panby się podąsał, to co?
— Bardzo pana dobrodzieja przepraszamy — odezwał się z tłumu drugi — za niepiękny żart; ale ponieważ lokal dla niego nie wyznaczony, może zechcesz w kuchni ze stróżami pogościć?
Wszyscy się zaczęli śmiać. Jermaszka powoli zabrał sakwy i odparł:
— A czemu nie? albo to nie bracia nasi? O! o! z wielką ochotą!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.
44
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.