Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

45
DOLA I NIEDOLA.

Śmiechy, drwiny i szarpania szły daléj, gdy w téj chwili zawołano o karetę dla pani, i prawie jednocześnie, do sieni, w któréj się to działo pod wschodami, zeszła sama pani starościna, zadziwiona zebranym tłumem służby i zbyt głośną wrzawą.
— Co to jest? zapytała.
— E! to nic! to nic! — rzekł jeden z młodszych — to tak.
Jermaszka przebił się przez nich, wystąpił i skłonił się.
— Przepraszam Jaśnie panią — zawołał, do kolan jéj naginając się — to nie jest nic, ale rzecz o mnie idzie. Ja tu przyszedłem po służbie z listem do mojego panicza z Wólki Brzozowéj, pan mi przykazał zostać; a ci znowu panowie, bo to tu wszyscy panują widać, pokazali mi, gdym spytał — mieszkanie w piecu, albo w kuchni... Nie wiem jeszcze gdzie lepiéj, to się namyślam, a z tego śmiech.
Starościna spojrzała na niego bacznie, i ruszyła ramionami.
— Biebrzycki! zawołała surowo: kto tu sobie takich żartów pozwala? co to jest za nieporządek? Pan przykazał, aby go przyjęto, a służba śmie lekceważyć rozporządzenia i stroić żarty? Proszę mi zaraz wszystkich winnych ukarać.
To mówiąc chciała siąść do karety, gdy Jermaszka schylił się jéj do kolan.
— Jaśnie pani, ono to sobie był żart... a ja głupi żem się uraził i skarżył... Proszę, aby nikt za mnie nie pokutował, lepiéj sobie już precz pójdę — ot i kwita.
Starościna kiwnęła głową, nic nie odpowiadając, dała tylko znak Biebrzyckiemu, który się skłonił, i ży-