Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

61
DOLA I NIEDOLA.

— Cóż to, nie probujesz pan szczęścia? zapytał go Maluta.
— Ja nie grywam, rzekł starosta sucho.
— Jeżeli pana hrabiego wstrzymuje jaka okoliczność chwilowa, paręset czerwonych złotych zawsze się znajdzie w kieszeni jego sługi na rozkaz, a nie postrzeże nikt jak je panu podsunę.
— Ale nie, nie gram, odparł p. Adam.
— To do woli... tylko zrobię uwagę, że możeby wypadało grać — szepnął mały, — to jakoś należy do dobrego tonu, żeby nie było śmiesznie...
— Nawet nie umiem, przyznaję się.
— Gdybyś JW. hrabia pozwolił sobie pomódz.
— Ale nie.
— Juściż tu się zgrać nie można.
— Grasz pan, panie starosto? spytał w téj chwili nadchodzący gospodarz.
— Ja, nie, jestem nowicyuszem w téj sprawie, zwykle nie grywam.
— A! to prześlicznie! jedną słabością mniéj... to już wygrana! Jest to na nieszczęście słabość, mierzenie się i walka z losem namiętna... Jak to! starosta nie grałeś nigdy?
— Dotąd, nigdy.
— A! to dla saméj ciekawości wartoby spróbować szczęścia swego, rzekł gospodarz. Nikt siebie nie zna, kto nie grał. Jest to studyum własnego charakteru. Miałem się zawsze za bardzo cierpliwego, ale istotnie gra dopiero cnoty mnie téj nauczyła.
Adam czuł się dziwnie pociągniony ku temu człowiekowi. Komandor miał dla niego urok niewytłómaczony. Uśmiechnął się, zbliżyli się jakoś ku stolikowi.
— Prosimy o miejsce! zawołał gospodarz: oto