Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.




Ledwie miał czas wstać i przyodziać się, gdy kamerdyner oznajmił mu, że pani z nim widzieć się pragnie. Chociaż przykro mu to przypominało jego poddaństwo, musiał pożegnać Malutę, który z niego ciągnął spowiedź wrażeń wczorajszych, i poszedł do żony....
Pani przyjęła go wcale nie tak jak się spodziewał, lecz z wesołą twarzą i swobodnym na pozór umysłem; spojrzała na niego bacznie, wzrok jéj dłużéj spoczął niż zwykle na chmurném jego czole, i spytała:
— A cóż? dobrzeście się bawili wczoraj?
— Doskonale! rzekł starosta, ośmielając się powoli i przybierając ton swobodniejszy niż dawniéj, mniéj uległy; bawiliśmy się wybornie, alem dziś trochę niewyspany...
— A! bo też zapomnieliście się do dnia.
— A! tak jest.
— Grałeś zapewne? dodała żona z trochą niepokoju....
— Musiałem...
— Wiem, wygrałeś nawet tysiąc czy półtora tysiąca dukatów, c’est un joli denier.