Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

68
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

rzeniem potargał natychmiast więzy, które go oplątywały....
— Mówię to wszystko — powolniéj nieco kończyła starościna — nie żebym ci chciała grozić, bo rzeczy nie zaszły tak daleko, bym mogła przewidywać coś podobnego; ale dla twéj przestrogi spowiadam ci się z mojego charakteru... nic więcéj. Chcę, ażebyśmy jasno pojmowali nasze położenie.
— Tak, ja je pojmuję teraz bardzo jasno — odezwał się pan Adam z bolesnym uśmiechem: — przyjęty zostałem do posługi.
— Nie, na powolnego towarzysza — podchwyciła starościna. Nie zapieram się rachuby, oszukaną na niéj być nie chcę. Jeżeliś sądził, że mnie zawojujesz jak tę biedną Julię, myliłeś się mocno: ja jestem z tych kobiet, co szalenie kochają, ale dla których ludzie nie szaleją.... Teraz się już doskonale rozumiemy....
Po chwili milczenia dorzuciła:
— Widzisz, że wszystko wiem, że się przedemną nie ukryjesz z niczém, że myśl nawet twoją odgadnę, że cię znam do głębi. Nie jesteś stworzony do walki, nie powinieneś walczyć, bo będziesz zwyciężony.
— Prawdziwie — odparł Adam — powiedziałby kto, że mnie wyzywasz.
— Nie, bom twoja żona, rzekła chłodno starościna; wiem, że się zrozumiemy i pogodzimy.
Opoliczkowany przez nią w sposób taki, jakiegoby nikt inny znieść nie potrafił, zbolały, upokorzony sam przed sobą, zachwiał się pan Adam, pot zimny wystąpił mu na czoło, ale zmilczał. Nie miał dosyć charakteru, aby zerwać natychmiast, obawiał się złamać całą przyszłość swoją, był razem godzien wzgardy