poczciwego Jermaszkę, który w istocie śledził jego ruchy, przeczuwał jakieś strapienie i frasował się, że nie wiedział jak paniczowi poradzić na nie. Ale cóż znaczył ten sprzymierzeniec w łapciach przeciwko wielkiéj pani w paryzkich trzewiczkach? Kaliban wiejski przeciwko królowéj czarownic?... Przypomniał mu wszakże wieś, cichą młodość, stracony spokój.
— Po co mi było pragnąć zbyt wiele! rzekł w sobie: czyżbym tam nie był szczęśliwszy?... czybym tam nie był królem u siebie... gdy tu jestem sługą sług dworaczych? Ale dziś, wygnanemu z raju, niepodobna do niego powrócić... tysiąc przepaści mnie od niego dzieli... nie należę do niego! sprzedałem się! sprzedałem!...
Słabość wyradzała zemsty pragnienie. Zaciskał pięści; ale wkrótce opadały mu ręce, czuł się bezsilnym.
Szmer w przedpokoju i rozmowa z Jermaszką przerwały jego marzenia i gniewy; po chwili wszedł prawie przebojem kamerdyner Biebrzycki, niosąc na tacy wielki list.
Skłonił się i rzekł:
— Od JW. Pani.
A podawszy go staroście, odszedł nie czekając odpowiedzi...
Adam trzymał go długo w ręku, nie śmiejąc pieczęci rozłamać. Dziwnie to miało pozór urzędowy, i nie mogło być biletem od żony do męża: była w tém widocznie jakaś niespodzianka tajemnicza. Na wierzchu tylko stał napis z pośpiechem skreślony:
Mon cher Adam.
Zwykle Krystyna pisząc do męża, dodawała ten przymiotnik niezbędny, który po rannéj scenie dziwnie się jakoś wydawał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
78
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.