Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

85
DOLA I NIEDOLA.

— Ale nie plotę! Dziewczyna habet, jak to mówili Rzymianie: już ja to wiem, oczarowałeś ją.
— Już nie wiem jak.
— Niemal mi się przyznała; dopytywała o szczegóły.
— Raz-em ją w życiu widział bliżéj.
— Ale ona pana dziesięć razy: wie wszystko, śledzi, goni — oszalała doprawdy.
Adam dziwnie potrząsł głową; łechtało to miłość własną, ale serce było zastygłe.
— A! daj mi tam pokój! odparł — czyż ona mi w głowie?
— A przypatrywałeś się jéj pan?
— Mało, ale bardzo ładna! śpiew czarujący...
— Co to ładna! — podchwycił Maluta — mało powiedzieć, dyabeł nie dziewczyna. Głos, coby umarłego z grobu wywołał; wdzięki, jak żyję nie widziałem podobnych; rączka dziecięca, noga niepostrzeżona.
— Gdzieżeś się tak w niéj rozpatrzył?
— Codzień ją prawie widuję.
— A komandor przecię musi być zazdrosny.
— O! bynajmniéj: kocha jéj głos, zresztą — to człowiek rozumny!
Adam westchnął. Był ubogi, wiedział dobrze, iż takie Leoniny nie mogą kochać darmo, że rozpieszczone, nawykłe do zbytku, nie rozumieją innéj miłości prócz oprawnéj w złoto. Pozór dostatku, jakim był otoczony kasztelan, łudził Włoszkę; lecz pan Adam nie czuł się na siłach walczenia o lepszą z Tepperami i komandorem.
— Nie żartuj sobie, rzekł powoli do p. Floryana: śliczna ona jest, ale to drogie cacko, nie dla mnie.
Perche? spytał Maluta.