Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

89
DOLA I NIEDOLA.

W młodości były to znamiona piękności, ziarna wdzięku; na starość są to nasiona zniszczenia, oszpecające dziwacznie. Znajdziesz takie stare twarze, na których ta wegetacya jesienna buja z dziwną siłą. Brwi rozrastają się krzaczysto, uszy pokrywa mech bujny, zewsząd wytryskują brodawki, nareszcie guzy, i to oblicze, które miało charakter jakiś będąc świeże, ginie pod warstwą pasorzytów.
Z uczuciem, które rodzi ta przykra metamorfoza człowieka, patrzała Julia siedząc w małéj izdebce, na starego w szaréj kapocie jegomości, trzęsącego się, zgrzybiałego, a nieśmiejącego usiąść przed nią jeszcze.
Nie było smutniejszéj ruiny nad tego starca.
Wyłysiała jego głowa, ledwie puszkiem białym pokryta, zwieszona była na piersi; gdy chciał spojrzeć, nie mogąc jéj podnieść, dziwnie musiał wykręcać; od tego wysiłku skurczona, zdawała się ledwie trzymać na karku pofałdowanym, po którym sine i wyprężone występowały żyły. Cała też twarz od choroby i wieku dziwnie była przekształcona, zczerniała, rozpuchła. Brwi na niéj ciemne, zrosłe w pośrodku zarostem zdziczałym, przykro odbijały przy gładkiéj czaszce; na policzkach rosły krzaki na kępinach różnego koloru... Dodawszy dosyć długie wąsy, obwisły podbródek, lica obrzmiałe i osunięte, wargę dolną nieprzymykającą się już jak zepsuty kuferek — można mieć niejakie wyobrażenie téj zdezelowanéj twarzy starca. Postać cała nie była od niéj wdzięczniejsza: plecy przygarbione, nogi obwinięte grubo i opuchłe, ręce nabrzmiałe, czerwone, trzęsące się i widocznie bezwładne.
— O mój Boże, cóż się to z wami stało! mój kochany cześniku! wołała Julia. Chory jesteś? czemużeś się nie radził doktorów, nie dał wiedzieć o sobie?