żemy. Zaiste, piękna i wielka missja, nie tylko leczyć ciało, ale zarody szlachetnych uczuć, ale ziarna cnót rzucać w często obustronnie na ciele i duszy ludzi chorych, zarówno lub gorzéj na ciele niżeli na duszy! Tę missją świętą z poświęceniem, z odwagą, z otwartością, z pobłażaniem gdzie przystało, z surowością gdzie jéj potrzeba, spełniają lekarze tutejsi, tak, że na przykład ich drugim stawić należy. Dzięki im! nie jedna uboga rodzina znalazła tu pomoc sowitą, nie jeden znękany cierpieniem człowiek, osłodzone miał chwile ostatnie i wzniesiony przytułek na długi sen wieczności! Przy takich czynach i cnotach jeśli są wady i słabości, darujmy je jako ludziom, a daj Boże, iżby tylko w takiéj proporcji zawsze, jak tu, cnoty i przywary pomięszane były. Odwołuję się do wszystkich gości u wód Druskienickich, czy można uprzejmiejszego przyjęcia, stateczniejszéj troskliwości, większego pobłażania i delikatności, większéj nareszcie wyrozumiałości wymagać nad te, których tu od przewodników lekarzy doświadczyli? Nie jeden nie tylko zdrowie odzyskał, ale za ich pomocą odjechać miał o czém do domu, a o tém nie zawsze przypomnieć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.