Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

i zatrzymywać wołając — Siedź na miejscu. Gdzieniegdzie wyrwie się pólko z żytem wcale ładném, ale pracowicie otrzymaném.
Otoż Hołoby pamiętne, zda mi się, przejazdem Stanisława Augusta, podobniejsze do miasteczka niż do wsi i z kościołem i cerkwią, z murowanym pałacykiem i starą bramą, na któréj wierzchołku jeszcze feodalna powiewa chorągiewka. Oto Kowel najnędzniejsze podobno z naszych miast powiatowych, ubogi, czarny, i nawet z pamiątek obrany. Mijajmy go co najprędzéj. Za nim... a! długi step piasczysty się wyciąga.
Cierpliwości! cierpliwości! Kraj coraz bardziéj pusty, a nudniejsze lasy czarno wyściełają się wielką przestrzenią przed nami. Ku Ratnu zbliżając się już mamy zadość drogi, w któréj nawet żywéj duszy na publicznym gościńcu spotkać się nie uda; a tu dopiéro zaczyna się owa sławna cztéromilowa pustynia, dzieląca Wołyń od Grodzieńskiego, na któréj granicy stoi dziwnéj fiziognomij wici — Samary.
Radbym szczérze opisać nieznośną drogę z Ratna do Dywina, ale wątpię żebym tego dokazać potrafił. Zdaje mi się, że w kraju naszym, nawet u