wa Białowiezkiéj puszczy zdają się wynioślejsze, wspanialsze od innych, bujniéj zda się rosną, gęściéj do siebie się tulą, jakby człowieka do serca tego lasu ostatka dopuścić nie chciały. Las to, który jeden u nas dać może pojęcie piérwotnych Ameryki gąszczy, zwłaszcza w ostępach jak Nieznanów ledwie ludzką stopą tkniętych, gdzie stosy trupa karmią nowe życie roślinne. Ileż to rzek z tego serca wypływa i zyzne a piękne wody na przeciwne kraju strony posyła. Przejażdżka Białowiezką puszczą jest miłą podróży chwilą, cóż gdy do niéj jeszcze przywiąże się wspomnienie jakie, co życiem darzy ją nowém. Tak tu spostrzegamy nad drogą ten »dom ubogi” Karpińskiego, który teraz pustką stoi; tę górę, na któréj się on modlił; pola, które z kmiotkami ręką własną trzebił; i smętarz, nad którego bramką już niéma dawnego napisu. Westchnąłem nad losem poety! Umarł tęskniąc! tak, i biedny: bo nie umiał sobie zdać sprawy z tęsknoty swojéj. Narzekał na świat, ludzi, ubóstwo — a nie czuł, że w nim nieśmiertelna dusza tą tęsknotą nienasyconą, nieogarnioną, wyrywała się ku niebu.
Teraz pustką domek biedny, puszcza od niego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.