berja za paniami chodząc po wodach przechadzki wcale niepotrzebnéj używa.
Oto biedni ubodzy, co z pokorą i uśmiechem wyciągają rękę ku dziewczynce podającéj napój.
Oto biedne dzieci, wołające o kawałek cukru na zakąskę. Oto głośno rozprawiający ludzie, co i tu chcieliby oczy wszystkich na siebie obrócić — i tylu i tylu innych.
Nawet u źródła, w małéj téj i drobnéj czynności jak człowiek zawsze sam sobą i jak się z całym dobitnie maluje charakterem! Jaśnie Wielmożnego kubek srébrny, ubogiego prosta szklanka chowana ze wstydem, zarówno uśmiech wywiodą na usta patrzącego. Czego się ten chwali? czego się ów wstydzi? Biedni ludzie.
Obok dziewczynki rozdającéj wodę, zasiedli na ławkach słudzy z herbownemi guzikami. Jedni czekają pań i panów, by im przynieść wody, i nie dać się fatygować po wschodach, drudzy posłani z domów po wodę, siedzą i bałamucą. Ci panowie z przychodzących drwią bez miłosierdzia. Słyszałem nieraz zabawne ich rozmowy.
— Patrzaj no, na tego suchego? Co to mu za licho? powiada galonowany chłopak, wczoraj
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.