od lądu osłonione zaroślami i wysokim stromym brzegiem. Na murawie wysadzono jedliną i sośniną miejsce, oświecono je latarniami kolorowemi zwieszonemi z gałęzi. Na brzegu zaś, na górze i w kilku miejscach rozpalone ogromne ognie z suchych gałęzi sosen, żółtym blaskiem uroczo ozłacały przepyszny ztąd widok Niemna, gór, drzew, jasno malujących się na ciemném niebie, którego rąbek czerniła chmura z błyskawicą, a środek usiewały gwiazdy.
Przy odgłosie wesołéj muzyki, ochoczo kręciła się w dolinie młodzież, a ile razy podniesiono zapaloną sosnę do góry, która cały widok oblewała jakby płomieniem, tylekroć oklaski towarzyszyły temu improwizowanemu fajerwerkowi.
Po skończonym dość wcześnie pikniku, każdy z tancerką swoją i jedną z latarni w ręku, wracał pod górę i odprowadzano tak damy aż do miasteczka. Ten pochód z kolorowemi latarniami był niemniéj piękną pikniku częścią od poprzedzających. Dla malarza wszakże oświecenie Niemna i gór nadbrzeżnych, było widokiem prawdziwie zachwycającym.
Tę jedną tylko widziałem tu zabawę, i to z da-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.