trytyzmem mają prawo się znajdować w Druskienikach, nadaje jakąś barwę na piérwszy rzut oka dziwną. Szeregi najrozmaitszych chorych, począwszy od karecianych do wózkowych, młodzieży, która się przy chorych żywi zabawą, włościan Litwinów i Litwinek, sług, przekupniów i t. d. stanowią ludność Druskienicką.
Właściwych mieszkańców jest tak mało, że ich nawet liczyć niepodobna; wszystko co się kręci, chodzi, jeździ, śmieje i tańcuje, jest napływowe. A jak napływ różni się w porach roku różnych, tak i fizjognomija miasteczka się zmienia. W Maju i połowie Czerwca śpieszą ubożsi póki tańsze mieszkania i mniéj ludzi, jadą istotnie chorzy, którym pilno zdrowie odzyskać. W połowie drugiéj Czerwca, Lipca i części Sierpnia, miasteczko napełnia się świetną publiką, więcéj dla rozrywki niż dla leczenia się przybywającą. Muzyka brzmi całemi dniami, tak, że nie wiem jak wystarczyć potrafi. Co wieczora wyrywają sobie tę orkiestrę pracowitą na Teatr, do Resursu i prywatne wieczory. Trafia się, że ułożony i zamówiony już tańcujący wieczorek, chybia dla tego, że smyczki i flety poszły sowicie opłacone grać pod oknami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.