jego najlichszéj, bo rozumiejąc, że życie to użycie, za tém się tylko upędza, co smakuje, co bawi, co rozrywa.
Wyborną zapewne rzeczą jest bawić się, ale do spoczynku i rozrywki niéma prawa, kto nie myśli i nie pracuje. Ci zaś, którzy jak dzieci na wielkanocnych plackach odłubują tylko rodzynki życia i zjadają, ci wiecznie za dzieci będą miani i sądzeni jako dzieci. Gdzieindziéj pojęła arystokracja jak wielkie i uroczyste są jéj obowiązki, przyjdzie czas, że i tutejsza nauczy się swoich powinności.
Ta warstwa towarzyska, którą Fr. Morawski doskonale nazwał szumem społeczeństwa[1], spoczywa tu prawie bezpośrednio na drugiéj, którą on nazywa drożdżami. Téj średniéj klassy, coby nie była ani szumem, ani drożdżami, prawie niéma tutaj. Drożdże zaś, jest to przeciwległy arystokracji biegun, towarzystwo któremu innego nazwiska dobrać trudno. Znacie pewnie tę klassę, na nieszczęście w naszym kraju pospolitą: pić, jeść,
- ↑ Jak piwo w kadzi, są klassy w narodzie,
Szum z wierzchu, piwo w środku, a drożdże na spodzie.