jakby kogoś co mieszkał tu i żył, bo miał prawo do tego. W różnych roku porach konsyliarz wydalał się czasem, nie było go przez parę tygodni, poczém na swe miejsce powracał.
Z obejścia się pani z nim widać było że go nie lubiła, że jej ciężył, lecz że znosić go musiała.
Ottonek przezywał go starym cérulikiem, to gorzej jeszcze.
Z tego cośmy o domu państwa Kellnerów mówili, wnieść łatwo, że pobyt w nim dla Kwiryna bardzo miłym być nie mógł. Na wsi ekscentryczność tej rodziny wśród innych miejscowych, zrosłych z ziemią i obyczajem, jeszcze się mocniej uwydatniała.
Kellner na wsi radby był żyć po obywatelsku, a nie umiał jakoś. Wszelkie tradycye i formy, o których głucho tylko był uwiadomiony — obce mu były. Pomimo to zapraszano na zapusty, sprawiano święcone, ale ktokolwiek przyjechał, czuł że to nie po naszemu jakoś się robiło i bez świadomości znaczenia naszych obrzędów, bez namaszczenia i miłości. Musiano się posługiwać w tém klucznicą i ekonomem.
Panna Lorici, choć katoliczka, znajdowała że u nas katolicyzm przybrał jakieś własne formy, i miał charakter odrębny od tego, jaki ona gdzieindziej znała.
Miała w tém słuszność wielką.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/108
Ta strona została skorygowana.