klinała i wzywała Kwiryna, aby w pomoc jej przybywał, i starał się ratować brata.
Kwiryn od razu poczuł, że powinien biedz na pomoc matce, lecz ani wiedział jak to miał uczynić. Był tu potrzebnym, zobowiązał się, a wiedział że Kellner jest nieubłagany i litości mieć nie będzie.
Niczyjego pośrednictwa użyć nie mógł.
Pomyślawszy krótką chwilę, zabrał list i poszedł zastukać do kancelaryi pana Radcy. Kellner, który miał interesa różnorodne i mnogie, pół dnia pisywał listy, do których nigdy się nikim nie posługiwał.
Stół był zarzucony papierami, rachunkami, rejestrami, pokój zresztą ledwie opatrzony w to co dlań było niezbędném.
Na widok wchodzącego guwernera, Kellner, który się domyślał, że że skargą na Ottona udawał się do niego, wstał prędko od stołu, wołając.
— Już coś zbroił?
Trzymał pióro w ręku, jakby spodziewał się, krótko zbywszy Kwiryna, powrócić natychmiast do roboty.
— Ja do pana Radcy we własnym interesie przychodzę i z wielką prośbą.
Kellner usta zakąsił, nie był w ogóle uczynnym.
Dobywszy list matki, opowiedział w krótkości Kwiryn o co chodziło, i że był zmuszony prosić choć o urlop kilkotygodniowy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/112
Ta strona została skorygowana.