temu całą tą sprawą Ottonkowi, który się nudził w Barweniszkach, przyszła myśl gienialna. Powiedział matce, że jeśli ojciec mu nie ufa, to on gotów z Kwirynem jechać, byle jemu tę podróż ułatwić. Myśl była poczciwa, choć wcale nie praktyczna. Mógłże się podjąć nadzoru chłopca w drodze Kwiryn, i dopilnowania go w miejscu, gdzie ciągle mieć przy sobie ucznia było niepodobieństwem! Ottonek potroszę narzucał swą wolę wszystkim, niekiedy nawet ojcu. Rozśmiała się matka z początku, lecz Lorici uznała że chłopiec miał i dobre serce i myśl niepospolitą.
Dziecku podróż się uśmiechała, pobiegł do ojca.
Radca, który rad był wyjść bez awatury z tego zawikłania, nie tylko że nie odrzucił projektu Ottona, ale znalazł go nie głupim!
— Idź z tém do Marwicza! rzekł, zechce cię wziąść i pilnować w drodze, dam sługę i konie — jedźcie! Niech go licho porwie.
Zwycięskie chłopię wpadło z trzaskiem na dół do izby i rzuciło się Kwirynowi na szyję.
— Słuchajże pan — zawołało — słuchaj — chcesz mnie pan z sobą wziąść? Daję słowo honoru, będę słuchać i powodować się! Nic nie zbroję! Chcesz mnie pan wziąść z sobą? No, to ojciec da panu konie i pojedziemy do pańskiéj matki.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/116
Ta strona została skorygowana.