Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

Szambelan znał go i obawiał się mocno. Wprawdzie dotąd wcale się nie mięszał do spraw wdowy, lecz regularnie co kwartał zapytywał ją, czy nie może czém służyć.
Wdowa wahała się jeszcze odzywać do niego; napisała do Kwiryna, zdawało jej się że to wystarczy, a nie spodziewała się ażeby Rajmund mógł tak nagle stanąć przed ołtarzem. Tymczasem nim Kwiryn przyjechał, do Żulina nadszedł list, który w rozpacz niemal wprawił biedną matkę. Oznajmywał w nim Rajmund z wielką pokorą i zaklęciami aby gniewu na siebie nie ściągnął, iż okoliczności zmuszały go ślub wziąść tego samego dnia. Prosił matki o błogosławieństwo i zapowiadał przybycie swe do Żulina z żoną.
Odebrawszy pismo to, zachorowała biedna wdowa. Kwiryna nie było jeszcze. Dziewczęta we łzach klęczały przy jej łóżku przestraszone, a Julka nawet, która potajemnie dotąd stronę Rajmunda utrzymywała, nie spodziewając się aby na takie zuchwałe ważył się nieposłuszeństwo — zaczęła się nań gniewać i narzekać.
Choroba staruszki nie zagrażała jej i nie była niebezpieczną, lecz z początku tak strwożyła dziewczęta, iż po doktora Brusiusa posłały.
Byłto lekarz niegdyś wojskowy, staruszek osiadły w okolicy, niepraktykujący już medycyny, ale przyjaciel domu i człowiek serdeczny. Miał to do