Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

głosem drżącym. Postąpiłeś sobie jak człowiek obcy — i jesteś mi już obcym. Życzę państwu, jak wszystkim w świecie, po chrześcijańsku — wszelkiej pomyślności.
Skłoniła głową. Róża patrzała do koła gryząc wargi; nie umiała się odezwać, nie wiedziała co zrobić z sobą, czuła wszystkich oczy zwrócone na siebie.
— Więc nie mamy tu co dłużej pozostać — szepnęła do męża.
Rajmund dał jej znak aby zamilkła: zżymnęła się niecierpliwie.
— Chciałem, odezwał się do matki — tém bardziej przedstawić żonę Mamie i prosić aby na nią była łaskawą, że my zmuszeni jesteśmy te strony opuścić.
(Gdy polecał Różyczkę łasce matki, uśmiechnęła się szydersko).
Marwiczowa nic nie odpowiedziała. Położenie stawało się coraz przykrzejszém.
Rajmund spodziewał się zimnego przyjęcia, wymówek, sceny może i płaczów, ale nie tej zabójczej obojętności całej rodziny. Julka na którą spoglądał, odpowiadała mu wzrokiem gniewnym, wskazywała aby się do nóg rzucił matce. Lecz cóżby to było pomogło, gdy Różyczka ani myślała ugiąć główki i kręciła się tylko okazując dobitnie, jak pilno jej wyjechać było.
Gościnność nawet względem obcych na wsi nakazywała przyjąć ich czémśkolwiek. Pani Mar-