Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

Wpływ Szambelana który mu się zdawał wielkim dawniej, teraz, gdy się nim trzeba było posłużyć, coraz okazywał się słabszym. Rajmund rachował tylko na siebie i pocieszał się tém, że siłę czuł i wolę żelazną.
Gdy szli z siostrą i bratem, myśli te wszystkie przebiegały mu głowę na przemiany — padał i dźwigał się. Nim weszli, Kwiryn pobiegł przodem zobaczyć gdzie jest matka. Siedziała w bawialnym pokoju z różańcem na ręku; tak skamieniała, jak teraz prawie ciągle była. Czasem córki po kilka razy, stanąwszy przed nią, powtarzać musiały pytania, nim posłyszała je i zebrała się na odpowiedź.
Kwiryn wziął ją za rękę i przycisnął do ust.
— Mamciu! mam prośbę wielką!
Wzięła go za głowę i pocałowała.
— Mów, poczciwe dziecko moje — cóżbym ja nie zrobiła dla ciebie, co nigdy nic nie żądasz ode mnie.
Kwiryn przykląkł.
— Przyjmij Rajmunda — łaskawie, po macierzyńsku! Przebacz mu....
— Rajmunda! z żoną? spytała nastraszona matka.
— Nie — sam jest. — Przywlókł, się bo nie mógł tak odejść na długo bez twojego błogosławieństwa.
Biednego Rajmunda źli ludzie na złą drogę wprowadzili. Lituj się matuniu — i nie odpychaj!