zostać. Tłómaczyło to trochę smutne usposobienie spartego na stole Kwiryna. Brat jego Rajmund swobodniejszy wracał do domu, i tam miał dopiéro wypocząwszy, obmyśleć jakich środków użyje do pomieszczenia się gdzieś w służbie.
W czasie pobytu ostatniego roku w Wilnie, bracia widywali się często, ale nie mieszkali razem. Kwiryn już się zajmował chłopakiem, z którym jechał teraz na wieś; Rajmund nie miał żadnych zobowiązań — chcieli więc choć godzinę spędzić z sobą, bo obaj tegoż wieczora opuścić mieli miasto i nie wiedzieli kiedy znowu zobaczą się na świecie.
— Mówię ci, Kwirynie — głośnym, jasnym i śmiałym tonem prawił starszy do spartego na stole — tyś sobie źle poradził! Słowo daję! Lękam się aby ci to całego życia nie zwichnęło! Gadaj sobie co chcesz — nam ubogim chłopcom, pierwszą było rzeczą co najrychlej myśleć o chlebie — a ty z twojej filologii nigdy innego jak razowy pono mieć nie będziesz.
Proszę cię, do czego to prowadzi? Literatem będziesz! profesorem! Patrzajże na wielce utalentowanych i bardzo sławnych. Szydłowski ma reputacyą, długi, i rozpił się z desperacyi; Borowski zacny, rozumny, poważany, nie zostawi po sobie chyba dobre imię. — Cóżto za karyera? — przypuszczam choćby katedra w uniwersytecie! W najlepszym razie tylko że się ma co jeść!!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/14
Ta strona została skorygowana.