Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

łego smaku, pewnej łatwej do zdobycia harmonii. Widać że ręka i oko wprawnego tapicera pracowały nad tém, ale nie czuć nigdzie własnego pomysłu gospodarza ni gospodyni. Jestto jak być powinno aby ludzie mówili:
— O! ci się mieć muszą dobrze!
Lecz nikt nie powie wszedłszy i obejrzawszy się: Ludzie co tu mieszkają smak mieć muszą wykształcony.
Niesposób poznać ani kto tu mieszka, ani co robi, trudnoby nawet zawyrokować czy salon ma gospodarza tylko czy i gospodynię, bo troskliwa kobieca ręka nigdzie tu śladów nie zostawiła po sobie. Parę obrazów na ścianach towarzyszących źwierciadłom, przedstawiają widoki Szwajcaryi, bardzo ładniuchne, lecz tak już spospolitowane, iż się je wita jak dawnych znajomych.
Salon oknami wychodzi na jednę z najbardziej ożywionych ulic wielkiej stolicy, i oprócz drzwi wchodowych, ma ich dwoje po bokach.
W tej chwili cicho tu i nic nie słychać w sąsiednich pokojach, turkot tylko uliczny i przebiegające cięższe wozy, przynoszą tu stłumione szmery i sprowadzają drganie lekkie firanek. Nagle drzwi jedne otwarły się z trzaskiem i weszła w stroju rannym kobieta.
Nic piękniejszego cieleśnie wyobrazić sobie nie można nad nią, nic mniej sympatycznego dla