Być może jednak że dla wielu będzie to nawet ideał... bo i ten jest stosunkowym. Ideały parobków mieszkają w garderobach, a pisarze prowentowi są niemi dla dziewcząt wiejskich. Strój pani jest drogi, pstry, bijący w oczy, może nawet ładny, ale tak niespokojny jak ona. Rączka biała która unosi suknię trochę, tłuściuchna, wypieszczona, jest tak pierścieniami okryta, jakby się palców trochę krótkich — wstydziła.
Otwarłszy drzwi, rzuciła pani okiem po salonie obojetném, żywo przeszła wzdłuż niego aż do przeciwległych drzwi drugich, otworzyła je i znalazła się w gabinecie niebieskim, na który równie się sztuka tapicera wysilać musiała. Jeszcze jedne drzwi, jeszcze salon jeden jadalny z meblami skórą wyciskaną okrytemi, — ztąd małe i nieznaczne wyjście prowadzi dalej. Niecierpliwa rączka puka. Przyłożyła ucho, słychać żywą rozmowę, która tłumi zapewne uderzenie. Powtarza je niecierpliwie piękna pani, niezwykła ani czekać, ani odchodzić z niczém. Na twarzyczce maluje się już przyniesione z sobą rozdraźnienie jakieś. Nareszcie słychać chód szybki, drzwiczki się uchyliły nieco, głowa młoda, twarz nalana, pełna, nieco przywiędła i zmęczona, ukazuje się i wygląda.
— Zaraz!
Drzwiczki się przymknęły znowu, kobieta odstąpiła od nich ruszając ramionami.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/145
Ta strona została skorygowana.