Czytelnik w tej pani domyślił się pewnie Różyczki, która się tu zowie „Rozą Michajłowną“ a w zbladłym panu, Radcy dworu Rajmunda Filipowicza Marwicza.
Odprawiwszy klienta, mąż z cygarem w ręku wyszedł do żony, trochę zdziwiony że aż tu do niego fatygować się raczyła.
Postąpił kilka kroków, czekając aby mu oznajmiła z czém przyszła.
— Senator jest dziś na obiedzie — odezwała się cierpko, proszę żebyś pamiętał o winie które lubi i o deserze, jak zawsze....
— A! to się przedziwnie składa — odparł mąż poprawując czapeczkę na głowie — właśnie mam do niego niezmiernej wagi interes! Spodziewam się, Różyczko, że mu o nim wspomnisz i powiesz że ci na nim niezmiernie wiele zależy.
— Ale mnie na nim nic a nic nie zależy! odparła kwaśno kobieta — tylko tobie!
— Nam obojgu — poprawił Rajmund. Wiesz że losy nasze są wspólne.
Ironicznie trochę uśmiechnęła się Róża.
— O interesie tym powiém ci później słów kilka — dodał mocno zajęty nim mąż, zdaje mi się że wypadnie nawet abyś ty mu ze swych pięknych rączek dała „zapiskę.“
Kobieta milczała chwilę....
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/146
Ta strona została skorygowana.