Podstawą do niej była miłość dla Kwiryna pozornie, a w istocie świetne majątkowe położenie p. Ottona, obiecujące plenipotentowi, przy jego małej znajomości interesów — łatwe korzyści. Widzieliśmy jak w początku pan Rajmund był ostrożnym i chłodnym, trwało to jednak tylko póty, póki się nie przekonał, że gość stać mu się może użytecznym. Przejście z zimna do serdeczności było kunsztownie wykonane, stopniowane, motywowane i nierażące.
Po pożegnaniu z Ottonem, pan Rajmund spojrzawszy na zegar i przekonawszy się że godzina przyjmowania już minęła, żywym krokiem tą samą drogą którą żona szła do niego, udał się do niej.
Za salonem był salonik pani wytworny bardzo i tuż buduar, do którego mąż zastukał.
Głos niecierpliwy i ostry pozwolił mu wejść. Pani siedziała przy biurku zajęta pisaniem listu, który zwolna bibułą przykryła i nie wstając spojrzała zmarszczona na wchodzącego.
Zdziwiło ją to wtargnięcie do jej państwa, w którem mąż musiał być rzadkim gościem.
Rajmund wchodził wesoły.
— Proszę mi podziękować — rzekł, zaprosiłem ci dziś na obiad młodzieńca, lat dwadzieścia parę, z prowincyi, naiwnego, wesołego i — bogacza!! Daję ci go na pastwę.
Róża się zarumieniła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/152
Ta strona została skorygowana.