w czém ty widzisz swe szczęście, dla mnie byłoby męczarnią.
Wiedziałeś to już i mogłeś zrozumieć z naszego życia odmiennego w uniwersytecie. Ty pozawiązywałeś stosunki, kręciłeś się po domach pańskich, bawiłeś się, umizgałeś — ja siedziałem w kącie nad książkami i, słowo ci daję, daleko się uważałem za szczęśliwszego w mojém osamotnieniu nad ciebie, coś się musiał kłaniać, uśmiechać, nieraz kłamać, często udawać, słowem, grać rolę niewolniczą — nieznośną!
— Widzisz Kwirek! — gorąco odparł brat, widzisz! ta niewola była dla mnie roskoszą. Jasię czułem i czuję stworzonym do tego świata, do którego, jak ty powiadasz, wśliznąłem się. Niepotrzeba mi było się wciskiwać ani wślizgiwać, bo ten świat poczuł we mnie swojego, przyjął, adoptował, pokochał....
Słuchaj — ja już dziś mam takie stosunki, które mi dozwalają w przyszłość patrzeć śmiało — a ty co masz?? co?
Kwiryn ramionami ruszył i odparł trochę szydersko.
— Mam rozpoczętą gramatykę grecką i tłómaczenie Iliady!!
— To mnie ściął! rozśmiał się Rajmund. Stosunek z Jego Ekscelencyą Homerem i rozpoczęta gramatyka, których jest już sto doskonałych i która się na nic nie zda.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/17
Ta strona została skorygowana.