do niej zrana w porze mniej zwyczajnej, gdy bywał zajęty, co oznajmywało iż miał interes do Różyczki.
Trafiało się to, iż przed obiadem i przybyciem gości powierzał jej tajemne starania o rozmaite sprawy i wymagał aby mu do nich posługiwała. Różyczka choć krzywiąc się, dąsając, nie odmawiała pośrednictwa, wiedząc że od tych interesów byt ich obojga zależał.
Teraz, po raz może pierwszy, widząc wchodzącego Rajmunda, stanęła od razu w płomieniach i okazała mu niechęć, nim przemówił jeszcze.
— Domyślasz się — odezwał się zimno mąż, — iż nie przybywam bez interesu.
— Zawsze te interesa! kwaśno zamruczała pani.
— Tą razą jest mała odmiana, dodał Rajmund ironicznie. Chcę cię spytać tylko i porozumieć się — domyślasz się już względem kogo.
Różyczka która coś we włosach, przed źwierciadłem poprawiała, zarumieniła się i ramiona podniosła.
— Nie jestem domyślna, proszę mówić jasno — odrzekła sucho.
Rajmund siadł wygodnie na kozetce, sparł się na ręce, i przypatrując się ogromnym guzom swojej koszuli, począł zwolna.
— Mówić chcę o Ottonie Kellnerze.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/173
Ta strona została skorygowana.