chać się.... Umawiano się o wykonanie tego tak doskonale obmyślanego programu; potrzeba było mu coś poświęcić. Otton miał na pozór ostygnąć, bywać rzadziej i spotykać się tylko w pewnych miejscach umówionych, potém opuścić stolicę, pod pozorem pilnych spraw w domu. Nie chciano aby się Rajmund zawcześnie domyślał co go czekało.
Różyczka z wielkim zapałem, dawała nauki młodzieńcowi, którego zapalczywości i niopatrzności się obawiała. Kellner poprzysięgał że zrobi wszystko w świecie — byle wielkiego szczęścia dostąpił i swoją nazwał królową. Różyczka mówiła o przyszłości z równą jak on namiętnością.
Zapomnieli się tak, iż Otton ani postrzegł jak dwa akty opery minęły. Byli pewni że nikt im słodkiej tej samotności wśród tłumu nie przerwie, gdy drzwiczki loży skrzypnęły i — wszedł do niej odmłodzony, o ile kunszt na to starczył, sztywny, w świeżej poruczce — stary hrabia Szambelan, opiekun pięknej Różyczki, którego ona się wcale nie spodziewała.
Tego dnia przybywał do stolicy, a nieznalazłszy swej pupilki w domu, rad był powitać ją w teatrze, gdzie się spodziewał i inne ładne zobaczyć twarzyczki.
Przybycie Szambelana mogło uchodzić za przypadkowe, spowodowało je jednak odezwanie się Rajmunda do pani Okułowiczowej.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/178
Ta strona została skorygowana.