czoną ufność i miłość dlań dziecinną. Zdawało mu się iż powinien był oznajmić o niebezpieczeństwie jemu, bo on jeden mógł wpłynąć na ucznia dawnego. Lecz na to potrzeba było wyłuszczyć otwarcie sprawę całą, tyczącą się rodzonego brata i bratowej Kwiryna, niebardzo dla nich chlubną.
Soter chodził z tą myślą długo, wahał się, obawiał, ale w końcu sumienie go ruszyło: siadł do listu...
Nie był on łatwy do napisania, bo okoliczności które musiał wyłuszczać były wielce drażliwej natury, a — scripta manent. Po wtóre Soter, który w powszedniej rozmowie nie miał najmniejszej pretensyi uchodzić za oratora, gdy pióro wziął w rękę, silił się na styl i obroty, czując się do tego obowiązany, aby powołaniu swojemu nie uchybić. Stripta manent — nigdy więc się nie obchodził bez raptularza, a ten bywał tak pomazany, pokreślony, obciążony dopiskami, iż sam Rekszewski przepisując na czysto, gubił się w tych labiryntach kółek, krzyżyków, pałek i znaczków. Pisząc do profesora języków starożytnych, do uczonego, Soter tém więcej czuł się obowiązanym listem wstydu nie zrobić palestrze. Skutkiem tych wysiłków i nadmiernych starań, była elukubracya najdziwaczniejsza w świecie, nieudatna, lecz nie można jej było odmówić pewnej oryginalności. Brzmiało to, mutatis mutandis, jak następuje.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/188
Ta strona została skorygowana.